sobota, 1 czerwca 2013

Chapter Three

Dzień: 22 Maja
Godzina: 12.38 - 16.47
Miejsce: Niemcy, Dortmund 

Z Perspektywy Marco
-No, chłopaki do roboty -krzyknął trener i zaczął coś omawiać z Ashley, ale widząc że nic nie robimy, jeszcze raz krzyknął -Mówiłem coś, osiem kółek
-Ale trenerze za co te trzy dodatkowe -powiedział trochę oburzony Lewandowski
-Za to że się wczoraj leniliście -klasnął w dłonie, dając na do zrozumienia że mamy zacząć trening. Wszyscy posłusznie zaczęliśmy biegać. Nagle podbiegł do mnie Mario. 
-Niezła laska -powiedział patrząc się na panią psycholog, w odpowiedzi dostał z otwartej dłoni w głowę -No co?
-Czy, aby o czymś nie zapomniałeś? -zapytałem się chłopaka, ale widząc że chłopak robi dziwną minę co miało znaczyć że nie wie o co chodzi, wytłumaczyłem mu -Masz dziewczynę 
-A ty to nie? -powiedział oburzony moim zachowanie Mario 
-Stary, jaki ty tępy jesteś -pokręciłem z niedowierzaniem głową -No właśnie nie mam 
-Aa, no tak -odpowiedział Mario, przeczesując ręką włosy -To życzę ci powodzenia z panią psycholog.  -mężczyzna uśmiechnął się znacząco i ruchem głowy wskazał na blondynkę. Ukradkiem odwróciłem się i spojrzałem na nią. Zauważyłem że dokładnie lustruje mnie wzrokiem nie zważając na to że się właśnie na nią patrzę. Było jej do twarzy w rozpuszczonych kręconych włosach ze spiętą grzywką, dziś miała na sobie różowo-pomarańczową koszulę, zwykłe dżinsy i co dziwne botki na wysokim obcasie w kolorze koszuli.    
-Chłopaki -zawołał nas trener wymachując w górę rękami, przywołując nas do siebie. Po chwili wszyscy stali przed Klopp'em. Nawet Ashley stanęła, ale za nim. -Jak wiecie niedługo finał Champions League i wylatujemy do Londynu. Lot jest za dwa dni, a do tego czasu macie wolne. -rozległy się oklaski -Bayern to jeden z najlepszych zespołów na świecie i to starcie będzie bardzo dla was trudne. Musicie być przygotowani do tego mentalnie. A teraz idźcie się przebrać i odpoczywajcie w domu. Wszystkim jutro wyśle informację na e-mail gdzie i o której jest samolot. -na naszych twarzach zagościły szerokie uśmiechy i poszliśmy do szatni.
-Reus, co ty taki jakiś inny nie używałeś dzisiaj żelu? -spytał Piszczu śmiejąc się i mówiąc coś pod nosem w sowim ojczystym języku. 
-A akurat nie -zrobiłem smutną buźkę i poszedłem pod prysznic. Po piętnastu minutach cały mokry wyszedłem w samym ręczniku do szatni. Niestety to był nieprzepisowe więc nie byłem tak bardzo luźny jak przedtem, nie zważając na to że byłem sam w pomieszczeniu. Szybko się przebrałam i wyszedłem z pomieszczenia. Uśmiechnąłem się zwycięsko myśląc że dziś Kuba na pewno zrobi imprezę. 
-Do widzenia -krzyknąłem widząc otwarte drzwi od pokoju trenera, ale przechodząc obok nich widzę że nie jest sam znów omawia coś z Benson. Z torbą treningową przeszedłem przez następny korytarz i wszedłem z budynku. Szukając wzrokiem swojego samochodu wyciągnąłem z kieszeni od spodni telefon oraz kluczyki od auta. Kiedy już znalazłem swoje auto wrzuciłem do bagażnika torbę treningową i wsiadłem do środka. Przemierzając trasę do swojego domu słuchałem z ciszonego radia. Nagle w radiu zabrzmiały pierwsze nuty piosenki Next To You - Justin'a Bieber'a -co od razu poprawiło mi humor- włączyłem na fula radio. Otworzyłem jedną z przednich szyb, żeby do środka wpadło świeże powietrze. W takich chwilach z chęcią bym zapalił papierosa, jednak nie mogę ze względu na zawód który wykonuję. Zaciągnąłem się powietrzem i poczułem jak kropla wody pada na mnie. Pewnie dlatego że zaczynało już padać. Z niechęcią zamknąłem szybę i stanąłem na światłach. Zmieniłem bieg, przyspieszyłem i po chwili znalazłem się na swoim podwórku. Szybko wyłączyłem samochód i jeszcze szybciej wysiadłem z niego żeby za bardzo nie zmoknąć. Nie zabierając torby z bagażnika pobiegłem do drzwi wejściowych. Po kilku, czy kilkunastu sekundach znalazłem się już w swoim królestwie. Zapaliłem światło -czego od razu pożałowałem, bo na zewnątrz było ciemno i nie mogłem spokojnie spojrzeć. Pomrugałem kilka razy żeby przyzwyczaić się do światła. Pomogło, bo po minucie spokojnie chodziłem po domu. Włączyłem telewizor c o jest czystą zasługą sprzątaczki, która położyła pilot od telewizora na stoliku obok niego. Spojrzałem na telewizor i widząc że nic ciekawego nie leci, przełączyłem na kanał muzyczny.

Dzień: 22 Maja
Godzina: 17.25
Miejsce: Niemcy, Dortmund

Z Perspektywy  Ashley                
-Wyciągnąłeś mnie do miasta tylko po to żeby mi powiedzieć że twoi rodzice do ciebie przyjeżdżają? -spytałam trochę oburzona zachowaniem swojego przyjaciela. Mats tylko jęknął z niezadowolenia, chyba myślał że mu pomogę to odkręcić. 
-Będziesz udawać moją dziewczynę? -spytał z błaganiem w głosie że bałam się że za chwilę się rozpłacze jak mała dziewczynka. Jednak ten tylko walnął się ręką w czoło i czekał na moją odpowiedź.
-Dobra -powiedziałam zdenerwowana i wstałam od stolika w kawiarni -To od jutra tak? 
-Tak i przyjedź do mnie -uśmiechnął się w moją stronę i poszedł zapłacić za nasze zamówienie, które i tak nie było do końca zjedzone. Wychodząc z pomieszczenia mężczyzna wyciągną kluczyki od samochodu. Po chwil znajdowaliśmy się w środku auta.  Mats podwiózł mnie do domu i wszedł na luzie do niego. Patrzyłam z niedowierzaniem na to kiedy chłopak przeskoczył przez płot. Jednak z drzwiami musiał się nieźle poszarpać, ale przypomniał sobie gdzie chowam klucz i od kluczył drzwi. Spojrzałam na niebo w miną "Boże widzisz, a nie grzmisz" i ty właśnie się pomyliłam, bo zaczęło grzmieć. Z desperacją poszłam w ślady mojego przyjaciela. Nie spędziłam tego czasu z nim zbyt przyjemnie, bo wyłączyli prąd, a mój towarzysz opowiadał mi jakieś kompletnie wymyślone -tak mi się wydawało kiedy mówił o jakiś braciach i matce, która na każdym palcu miała pierścionek, a on od cieli jej palce - straszne historie. 

O Autorki. Hej, cześć czołem. Co tam u was? Ja mam małą podnietę z tego że nasza RP gra mecz 4. Co myślicie żeby zacząć pisać opowiadanie o Szczęsnym i jak wam się podoba nowy wygląd bloga?. Wczoraj urodziny miał Reus. No więc, kochanie moje życzę ci wszystkiego najlepszego i spełnienia marzeń. Trochę spóźnione życzenia ale zawsze coś. Odpowiedzcie w komentarzach na pytania.            

sobota, 25 maja 2013

Chapter Two

Dzień: 21 Maja
Godzina: 8.39 -10.57
Miejsce: Niemcy, Dortmund

Z Perspektywy Ashley 
Do mojego pokoju wleciały promienie słoneczne drażniąc przy tym mnie. Z niesmakiem wstała z łóżka i poszłam pod prysznic. Zimna woda otuliła moje ciało. Z ręcznikiem sięgającym mi do połowy ud przeszłam przez korytarz, mojego domu. Chciałam już się tylko przeprać i pójść zobaczyć Signal Induna Park. Uśmiechnęłam się pod nosem słysząc jak mój telewizor wydobywa z siebie głośnie dźwięki. Podeszłam do mahoniowej szafy i wyciągnęłam z niej koszulkę z krótkim rękawem w czarno-białe paski, czarne, zwykłe leginsy, czarne trampki przed kostkę i czarną, małą, podręczną torebeczkę.   Szybko przebrałam się w naszykowane dzisiaj ubrania i zaczęłam suszyć włosy. Od razu po wysuszeniu zaczęłam wybierać fryzurę pasującą do mojego dzisiejszego stroju. Zdecydowałam że uczeszę się w niesfornego koka. Leciutko pomalowałam rzęsy. Spojrzałam na lustro i stwierdziłam że nie wyglądam aż tak źle. Do torebki schowałam telefon, a teczkę z CV podłożyłam pod pachę. Kiedy już byłam całkiem naszykowana do wyjścia, ukradkiem spojrzałam na zegarek, mając nadzieję że się nie spóźnię i tak się nie stało. Tak, szybko się szykowała że zastała mi godzina do otworzenia stadionu. Ucieszyłam się w duchu i odłożyłam wszystkie rzeczy.Zamówiłam taxi, a sama usiadłam przed telewizorem i wsłuchałam się w wywiad, który prowadził redaktor z jakąś gwiazdą sportu. Jednak był on przetłumaczony z języka polskiego. 
-Czy pan zamierza odejść z Borussii na rzecz innego klubu? -spytał redaktor patrząc na Łukasza Piszczka, wywnioskowałam po tym że kiedy kamera została skierowana na piłkarza, wyświetliła się zakładka z jego imieniem i nazwiskiem.
-Nie, nie mógłbym zrobić tego swojej drużynie za dużo im zawdzięczam i to właśnie u nich zaczęła się moja prawdziwa kariera sportowa -mężczyzna uśmiechnął się w stronę kamery i puścił do niej oczko.
-A pana koledzy, czy oni mają takie same zdanie na temat transferów do innych drużyn? -redaktor spojrzał na swoją listę pytań, tak mi się wydawało.
-Myślę że tak. Wszyscy zaprzeczamy tym plotkom o transferach. Jesteśmy wierni naszemu zespołowi i na razie nie chcemy od niego odejść. Oczywiście wszyscy chcemy się rozwijać. -piłkarz podrapał się niezręcznie po karku i jeszcze raz spojrzał na dziennikarza. 
-A jak panu układa się z żoną? 
-Jest bardzo dobrze. Powiedziałbym że wręcz wspaniale, nasza mała wypełniła nasze szczęści i planuję już teraz zacząć ją uczyć grać w piłkę. -redaktor na ostatnie słowa się zaśmiał.
-Może kiedyś osiągnie taki sukces jak tatuś -powiedział w stronę kamery -Na dzisiaj to koniec, ale z naszym gościem może się spotkać każdy na treningu otwartym. -na ekranie pojawiły się napisy końcowe, a ja ze śmiechem spojrzałam na zegar stojący obok telewizora.    

Dzień: 21 Maja
Godzina: 11.24-15.34
Miejsce: Stadion Signal Iduna Park 

Z Perspektywy Marco   
-Robert nie fikaj bo jeszcze coś se zrobisz -krzyknąłem do Lewandowskiego, śmiejąc się z niego. Ludzi na trybunach było coraz więcej, a nam wszystkim to nie przeszkadzało.
-To chyba ty lepiej uważaj na siebie, bo cię jeszcze na czarno przefarbuje. -oboje się zaśmialiśmy na jego słowa. -A i panie wolny trener cię wołał jakąś godzinę temu - zrobiłem skwaszoną minę na to że dopiero teraz mi to mówi jednak za bardzo się  tym nie przejąłem, bo wiem dokładnie jaki jest nasz wspaniały trener. Wolnym krokiem poszedłem w stronę jego gabinetu. Nie obyło się bez zdjęć i autografów. Nie pukając wtargnąłem do pokoju w którym znajdował się Jürgen Klopp z jakąś dziewczyną. Zakładam że to jest kandydatka na psychologa, ale blondynka pewnie głupia.
-Któż to raczył się u mnie zjawić?! -burknął z irytacją w głosie mężczyzna -Marco, przecież wołałem cię jakąś godzinę temu.
-Na, ale Robert powiedział mi to dopiero teraz -zacząłem się tłumaczyć, a on się tylko zaśmiał.
-Oj, Marco -westchnął z niedowierzaniem Niemiec -Poznaj waszą przyszłą panią psycholog, Reus to Ashley, a Benson to Marco -blondynka mruknęła pod nosem coś niezrozumiałego dla mnie i zmierzyła mnie wzrokiem.
-Miło mi -pierwsza wyciągnęła do mnie rękę, a ja uścisnąłem ją. Dziewczyna nie wyglądała tak poważnie jak powinien wyglądać psycholog. Raczej wyglądała  jak zwyczajna dziewczyna. 
-Mi też - mruknąłem pod nosem widząc jak kobieta zabiera rękę. 
-Czy mógłbyś ją oprowadzić po stadionie? -zwrócił się do mnie trener, w odpowiedzi przytaknąłem głową i zlustrowałem wzrokiem dziewczynę, albo kobietę. -To w takim razie do widzenia i widzimy się jutro, tak? -spytał Ashley, która sięgała po swoją czarną torebkę.
-Tak, oczywiście -uśmiechnęła się promiennie w jego stronę i wyszła z pomieszczenia. -Nie chcę ci robić problemu, tak więc wracaj na trening, ja się tylko.. -nie skończyła, bo zauważyła że w naszą stronę zbliża się Lewy -Znowu ty -jęknęła z niezadowolenia 
-Ciebie też jest miło widzieć -uśmiechnął się w jej stronę mając nadzieje że to odwzajemni, jednak ona tylko westchnęła i podrapała się czole. 
-A mi ciebie nie, no powiedz mi kto normalny przychodzi do ludzi o dwudziestej drugiej, gdybyś poszedł do sąsiadki obok, chybabyś  nie przeżył tego dnia.
-Ale zacznijmy od tego że to ty zatrzasnęłaś drzwi przede mną -prychną, a ja patrzyłem na nich w osłupieniu powoli rozumiejąc o co chodzi.
-Trudno się mówi -wzruszyła ramionami i rozejrzała się po stadionie Signal Iduna Park.
-Ej -wtrąciłem się do rozmowy widząc jak Robert powoli się denerwuję -Chyba lepiej będzie jak już pójdziesz -zwróciłem się do blondynki, a ona w odpowiedzi warknęła coś i zaczęła się oddalać od nas.  -Co się stało?
-No, bo pamiętasz że wczoraj ci mówiłem że się wyprowadzam i teraz mieszkam na przeciwko...
-Nowej pani psycholog -moja wypowiedź zaskoczyła go, bo jego źrenice się poszerzył, a on wzdrygnął 
-To mam przejebane -walnął się ręką w czoło, a drugą ręką walnął w ścianę

Od Autorki. Witam was po krótkiej nieobecności. Jest mi bardzo smutno z jednego powodu. Przegrali. Na początku żal, bo było jeden - zero dla Bayernu, później radość z karniaka, a na końcu smutek. Nawet się popłakałam na końcu. Kiedy już było to jeden do dwóch. Przez cały czas w nich wierzyłam nawet po tej straconej bramce. Jednak jedno zdanie mnie trzyma: Dla nas, kibiców jesteście zwycięzcami, zawsze będziemy was wspierać. To na tyle. Żegnam was pełna łez.      

sobota, 4 maja 2013

Chapter One

Dzień: 20 Maja 
Godzina: 13.43
Miejsce: Niemcy, Dortmund

Z Perspektywy Ashley
Samotność. Czy ktoś kiedykolwiek powiedział ci że wtedy jest najlepiej? Nie. Czy można się wtedy poczuć jeszcze gorzej? Tak. Mi jest jeszcze ciężej. Powoli staczam się wraz z spłatami za kredyt. A moja mama. Jej już nie ma. Nigdy nie wróci. Tak całe trzy lata byłam sierotą, a teraz ledwo co utrzymuje mieszkanie mojej mamy na obrzeżach Dortmundu. Nie umiem normalnie funkcjonować. Tata, nigdy go nie poznałam i chyba nie zamierzam go poznać, nie teraz. Mieszkam tu bite dwa lata i nic nie ogarniam. Nie sprzątam. Nie gotuję. Nie czytam i nie żyję. Do tego straciłam pracę. Nie wytrzymuję. Mam ochotę się zabić. Tak, psycholog nie wytrzymuję psychicznie. Mam za dużo problemów na głowie. Jedyne co teraz mogę zrobić to znaleźć dobrą, porządną pracę. Jedyne co mi teraz przychodzi do głowy to psycholog w szkolę. Chyba to dobry pomysł. Wzięłam do ręki laptopa i zaczęłam przeglądać ogłoszenia o pracę. Prawie każda praca mi odpowiadała, tylko nie było takiej jakiej chciałam z całego serca. Przecież mogę się poświęcić i pracować jako psycholog w szpitalu. Jednak jest ryzyko że jakiś pacjent może mi coś zrobić. Żadne ogłoszenie nie było związane ze szkołą. Bezrobocie. Najgorszy czas w życiu człowieka. Nie dość że jeszcze przez rok muszę spłacać kredyt, to już nie mam pracy. Chyba wszystko jest przeciwko mnie. Zrezygnowana przymknęłam czarne urządzenie i poszłam do kuchni. W końcu czas zjeść śniadanie. Ogólnie to jest mój jedyny posiłek w ciągu dnia, a może był. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej mleko, a z szafki wzięłam płatki czekoladowe. Z trzeciej dolnej szafce zabrałam małą, białą miskę. Łyżka jak zawsze leżała na stole, wzięłam ją do ręki, a później położyłam obok składników mojego śniadania. Do połowy miseczki wsypałam płatki i zalałam je mlekiem. Wszystko wymieszałam srebrną łyżką. Wzięłam do ręki biały przedmiot, w którym już była łyżka i zaniosłam do pokoju. Usiadłam na kanapie i zaczęłam konsumować jakże pyszne śniadanie. Przy okazji włączyłam telewizor. Reporterka właśnie opowiadała co się dzieję na Stadionie Sigunal Iduna Park. Piłkarze właśnie zaczęli trening, a reporterka prowadziła wywiad z trenerem Borussii Dortmund. Na koniec usłyszałam że jego podopieczni potrzebują psychologa. Jak z procy wyskoczyłam z kanapy i pobiegłam po laptopa. Przez godzinę pisałam CV. Można je było wysłać mailem, ale ja wolałam pojechać tam osobiście i zobaczyć jak tam jest. Od 20 lat mieszkam w Dortmundzie, a jeszcze nigdy nie widziałam tego stadionu. Może dlatego że piłkę nożną omijałam wielkim łukiem. Nigdy mnie do niej tak bardzo nie ciągnęło. Weszłam na stronę Borussii i okazało się że jutro można przyjść na otwarty trening chłopaków. Wydrukowałam wszystkie papiery i włożyłam je do czerwonej teczki. Postanowiłam posprzątać w domu, ale tylko postanowiłam. Jednak trzeba było posprzątać dom. Od pamiętnych lat w nim nie sprzątałam. Zajęłam się kuchnią. 

Dzień: 20 Maja
Godzina: 21.46
Miejsce: Niemcy, Dortmund 

Z Perspektywy Ashley         
Zmęczona tym sprzątaniem postanowiłam odpocząć. Rzuciłam się na kanapę i próbowałam zasnąć. Tylko próbowałam, ale po chwili rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Niechętnie wstałam z czarnej kanapy i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i z konana popatrzyłam na osobę stojącą przede mną. 
-Tak? -spytałam mężczyznę starszego od mnie. Był to czarnowłosy chłopak w białej koszulce z czarnym napisem, nie zgłębiałam tego co było napisane na tej koszulce i czarne jak smoła spodnie. 
-Jestem Robert i będę twoim nowym sąsiadem -jedno pytanie czy my jesteśmy na ty? No bo mi się wydaje że nie, ale jak to ja mam krótką pamięć.
-Ta, ciesze się -mruknęłam pod nosem tak cicho żeby Robert mnie nie usłyszał. -Coś jeszcze? 
-Mhh, chciałbym znać twoje imię -powiedział dość głośno, zmierzyłam go wzrokiem. 
-Ashley, Ashley Benson -powiedziałam dość spokojnie żeby nie wystraszyć mojego nowego sąsiada. 
-Nie poznajesz mnie? -spytał, pokiwałam przecząco głową -Naprawdę Robert Lewandowski, gram w Borussii Dortmund, napastnik, przyjaciel Marco Reus'a. Gram w Reprezentacji Polski.
-Piłkarz -wyszeptałam bardziej do siebie niż do niego -A ty nie powinieneś już spać, jest już prawie 22, a jutro zdaje mi się że macie trening, nie? 
-Czyli coś tam wiesz o tej piłce nożnej -mruknął pod nosem myśląc że nie usłyszę 
-Tak, wiem, a po za tym kto normalny przychodzi do ludzi o 22, nie mogłeś tego przełożyć na jutro -podniosłam głos i zamknęłam drzwi przed jego nosem, a później usłyszałam tylko dobranoc od człowieka na którego przed chwilą nakrzyczałam. Wow, właśnie nakrzyczałam na piłkarza, którego możliwe że będę psychologiem, ale znając moje szczęście nim nie zostanę. 
Pełna obaw położyłam się spać. Przez kilka godzin nie mogłam spać, bo myślałam co może się jutro wydarzyć. Około pierwszej w nocy zasnęłam.  

Od Aut. Mamy pierwszy rozdział, mam do was pytanie czy podoba się wam jak piszę? Odpowiedzcie w komentarzu. Tak wiem miał być jedenastego jednak tak się nie mogłam doczekać waszych opinii że musiałam go dodać. Szczerze za bardzo nie przypadł mi do gustu ten rozdział. Jest taki nudny, tak samo jak moja wyobraźnia. Dziękuje za wszystkie komentarze pod poprzednim postem jesteście kochani.To na tyle ode mnie. To do następnego. Pozdrawiam Ta Arbuzowa.
11.05.2013 r.
Przepraszam was ale w tym tygodniu nie uda mi się wstawić nowego rozdziału, może jak będę na zielonej to coś tam napiszę, ale obiecuję wam że rozdział będzie długi. A co do piłki nożnej. Kochanie moje strzeliłeś 2 bramki i to jakie piękne. Co prawda oglądałam transmisje niemiecką i zrozumiałam niewiele. Marco pamiętaj że trzymam za ciebie kciuki przy kolejnym meczu i liczę na to że te bramki strzeliłeś dla nas, dla swoich fanów. 

piątek, 26 kwietnia 2013

Prolouge

Los, dziwne słowo. Co ono oznacza? Mogłabym znać Los? Chyba nie. Bo w końcu. Los to bieg zdarzeń, które są nam przeznaczone, ale dlaczego? Dlaczego? To pytanie mogę powtarzać w kółko, a będę znała odpowiedź. Nie. Nie uśmiechami się czekać moje całe swoje popaprane życie żeby zrozumieć jego sens. Ten świat jest dziwny. Po co czekać jak można skrócić męki, ale nie umiem tego zrobić. Tchórzę. Zatracam się w marzeniach, a tak naprawdę ich nie mam. Nic. Kompletnie. Jestem nikim. Nie mam rodziny. Nie obwiniam innych za to, ale za to inni wytykali mnie palcami przez to że nie mam ludzi, którzy by mnie wspierali. Skoro kilka lat byłam sierotą to co teraz. To miasto jest najgorszym co mnie w życiu spotkało. Nie potrafię zrozumieć mojego życia. Miałam wszystko, a tak nagle wszystko prysnęło. Straciłam prawie wszystkich. No właśnie prawie. Dla innych to nie zrobiłoby różnicy, czy prawie wszystkich, czy wszystkich. To jedyna osoba, która mnie tak bardzo zraniła. Głupio to brzmi jeśli chcę go znaleźć, a jednak bardzo mnie zranił. Naucz się kochać, a będziesz kochana. To nie jest motto. To tylko głupie przysłowie, które i tak do niczego nie prowadzi. Tak jakbym powiedziała. Zrań kogoś, a on odwdzięczy się tym samym. To tylko słowa, ale dla ludzi znaczy to wiele. Motto na całe życie, tak? To chyba wybiorę drugą obcję, której nie ma. To chyba jakiś idiotyczny żart. Po co mi jakieś cholerne motto na całe życie, skoro mi się wydaje że ja w ogóle nie żyję. Pojebane. nie? To jest idiotyczne że mówię do siebie w myślach. Co mam zrobić? Powiedz? No co? Chyba jedyne co zrobić to zasnąć na wieki. 
       
Od Autorki: Trochę dziwny prolog, ale wszystko się wyjaśni po pewnym czasie. Prolog pisany z piosenką. Trochę nie pasuje do prologu. Przed pierwszym rozdziałem radze wam zajrzeć w zakładkę bohaterowie. Z tam tond dowiecie trochę więcej o naszych głównych bohaterach. Wiem że prolog jest krótki nawet bardzo. Ale zachęcam do czytania, komentowania i obserwowania bloga. Na razie napiszę kilka rozdziałów, ale nie będę i dodawała. Nie chcę pisać ze spontana, bo na innych blogach to mi nie wyszło. To na tyle Enjoy.